Odkąd tylko pamiętam byłam na jakiegoś rodzaju diecie. Kasza jaglana, raw, keto, wege, piołun z rana, bez glutenu, bez cukru, zupa kapuściana, dieta Dąbrowskiej, dieta Gersona, jęczmień, chlorella.. i jeszcze kilka. Powody były różne: chęć schudnięcia, wyregulowanie pracy hormonalnej, niezgoda na traktowanie zwierząt, moje środowisko lubowało się w detoxach i ja również jakoś na jego fali się oczyszczałam. Odwiedzałam Bio Bazar, pana Ziółko, na balkonie rosły pomidorki i zioła. Wiele z tych metod mi służyło, niektóre nie. Żadna z nich nie zagościła na stałe.
Zabiegana mama nie zawsze ugotuje obiad
Lubię gotować, ale regularność nie jest moją mocną stroną. Czasem nie ma nic w lodówce, bo nie zrobimy na czas zakupów. Małe dziecko, praca, dziecko, praca. Kto wie, ten wie jak jest. Pogodzić to i dbać o wyrafinowaną, zdrową kuchnię nie jest łatwo. Pewnego razu koleżanka opowiedziała mi o Szefie Irku i jego kuchni terapeutycznej. Ponoć sensowny przekaz, prosto i pysznie. Zabrzmiało interesująco, więc zaczęłam inwigilować temat.
Stary dom i źródło świeżej wody
Pojechaliśmy odwiedzić Irka i jego żonę Davinę w ich domu w górach, aby bezpośrednio pogadać o ich podejściu do żywienia. Opowieści brzmiały niezwykle ciekawie a przy tym naprawdę prosto. Nie były ortodoksyjne oraz pozwalały na dużą elastyczność i swobodę. To, co zadziałało absolutnie przekonująco, to oczywiście owoce tej teorii. Po pierwsze zostaliśmy ugoszczeni w praktyce żywieniem terapeutycznym. Surowe spaghetti al pesto i magiczne surowe ciasto z kruchym spodem, lekką bazą po środku i opływające w słodko-kwaśnej owocowej pierzynce – najlepsze ever! Naprawdę. Do picia wyborna kawa (chyba już nie taka terapeutyczna;) i kurkumik. No zakochałam się.
Zamieszkali tam, gdzie mieszkają, bo mają dostęp do żywej, świeżej wody. Ten ich stary dom: trochę ruina, trochę pałac. Czarująca Davina, która szykowała się, by jechać na zdjęcia filmowe do Warszawy (mama 4 dzieci / ma mój absolutny szacunek za logistykę). Mędrzec Irek, choć wcale nie taki stoicki, który zdawało się ma na każdy aspekt życia sensowne spojrzenie. I wtenczas jeszcze ich trójka rozkosznych, rozbrykanych dzieci. To o czym opowiadali, miało przełożenie w tym, jak żyli. Zdrowo, w przepływie, pełni energii. Nie żeby wyglądało to na łatwe życie, a jednak wszystko działało i chciało się być tego częścią.
I zapadła decyzja, że zrobimy kurs online o żywieniu terapeutycznym. Potrzeba było jeszcze roku, by zrobić zdjęcia, zmontować materiał i puścić go w sieć. Skracając bardzo – w ten sposób nauczyłam się całego podejścia. Irek i Davina przygotowywali posiłki, myśmy to kręcili i równocześnie uczyli się, zachwycając się po drodze smakami.
Czy stosujemy żywienie terapeutyczne w praktyce?
Dwa punkty wprowadzenia:
A: Nasze życie to głównie podróż. To lato spędziliśmy w przyczepie kempingowej realizując projekt filmowy. Zrobiliśmy 3000 kilometrów odwiedzając 25 jezior. Powierzchnia w przyczepie jest ograniczona, miejsca do gotowania jeszcze mniej, możliwość zrobienia zakupów – różna.
B: Kiedy trzy lata temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży, priorytetem stało się takie odżywianie, by maksymalnie wyciągnąć dobro z przyjmowanego pożywienia. No i nie ukrywam, że również dobro smakowe, bo apetyt i zachcianki smakowe rosły. A odkąd Dalia jest na świecie, punktem wyjściowym jest, by ona dostawała do jedzenia to, na bazie czego jej organizm będzie się dobrze rozwijał. Żywienie terapeutyczne to zapewnia. No dobrze, ale jak to wygląda w praktyce?
Dobre praktyki żywieniowe
Z każdej metody, z którą się stykam, wybieram to, co ze mną rezonuje. Takie elementy, na które jestem gotowa i na które faktycznie mam zasoby, by je wdrożyć. Z żywienia terapeutycznego wyciągnęłam dla siebie:
- Utwierdziłam się w tym, by wybierać tylko dobrej jakości składniki.
- W zasadzie przestałam jeść zwykłe słodycze. Zastąpiłam je tymi, które proponuje Szef Irek. Co jest fajne, Irek otwarcie mówi, by nie trzymać się literalnie składników czy ich ilości, więc moje desery są po prostu inspirowane jego recepturami. Najbardziej spodobał mi się pudding z nasion chia, który gości na naszym stole niemal codziennie. Dalia, choć ledwo mówi, to słowo chia potrafi powiedzieć doskonale:)
- Nigdy nie piłam mleka ze względu na brak tolerancji. Mleka roślinne ze sklepów mi nie smakują, ale własna fantazja na bazie mleka z orzechów brazylijskich rządzi. No więc piję mleko.
- Niestety jem szybko. Mielenie 30 czy 50 razy zawsze wydawało mi się kosmosem i zapominałam o tym. Irek hakuje takich jak ja, dodawaniem do wszystkiego ziarenek i orzechów. Z nimi po prostu nie da się łykać jedzenia w całości, trzeba gryźć. Wszelkie potrawy są zatem posypane orzechami, a ja gryzę.
- Do zup zamiast ryżu, kaszy czy makaronu – drobno posiekany kalafior. Nic dodać nic ująć, po prostu mega smaczna surowa opcja.
- Raz na jakiś czas zbieram się w sobie i szykuję półprodukty, takie jak sos pomidorowy, tahini, hotness lub inne ich wariacje, które potem można trzymać w lodówce. To taka baza, na której można szybko przygotować inne potrawy. To naprawdę ułatwia życie, a jest zdrowo i pysznie.
- Davina opowiadała nam zabawną historię o korelacji smaku ostrego a złością. Nie jest to może esencja żywienia terapeutycznego, ale niemniej od niej to wyszło. Teraz jem ostro z ogromną procesową radością:)
- Koktajle są absolutnym hitem. W koktajlu przemycam wszystko, czego Dalia nie chce jeść, bo mówi że to „włosy” – koperek, natka pietruszki, seler i inne zielone. Ale również wszelkie prozdrowotne składniki jak awokado, kurkumę, imbir, zioła, aloes, dobre oleje.
I co najważniejsze, zmieniło mi się podejście do jedzenia. Po pierwsze ma być pysznie, potem zdrowo. W żywieniu terapeutycznym da się to połączyć, bo są to niemal tożsame pojęcia. Zatem polecam, polecamy.
Jeśli jesteś zainteresowana/ny kursem Żywienie Terapeutyczne Online zajrzyj tu Żywienie Terapeutyczne – kurs online
A jeśli interesuje Cię temat zaburzeń odżywiania to polecam zapoznać się z 10 modułem Akademii Psychobiologii – Zaburzenia odżywiania.
Tekst: Weronika Burban