Odpuszczanie koncepcji

Koniec roku był dla nas wyjątkowo intensywny. Mieliśmy setki pomysłów na rozwój Hakuj Zdrowie, szykowaliśmy się do najgorętszego okresu sprzedażowego – czasu świąt. Jacek (właściciel Hakuj Zdrowie i mój mąż) planował dodatkowo uprawę mikro ziół w szklarniach, a ja rozwijałam swój projekt o Human Design. Pomiędzy biegała nasza rozbrykana czterolatka, która co 5 minut pytała czy możemy razem zrobić to czy tamto. W miejscu, w którym mieszkaliśmy zaczął przeciekać dach, więc przyspieszaliśmy decyzję o zakupie działki i postawienia na nim własnego domku.

A musicie wiedzieć, że odkąd prowadzimy portal Hakuj Zdrowie, czyli od 2016 roku przeprowadzaliśmy się dziewięć razy. Od kilku lat całe lato spędzaliśmy w przyczepie kempingowej jeżdżąc wzdłuż i w szerz przez Polskę w poszukiwaniu wymarzonej ziemi. Temat miejsca to w ogóle nasza wspólna karma i życiowy temat.

Nie chcieliśmy po raz kolejny wynajmować domu, ale budżet mieliśmy okrojony, a za żadne skarby świata nie chcieliśmy kredytu.

W tle z prawej i lewej snuły się opowieści o inflacji, nowym ładzie, a na dodatek własna rodzina wokół tematu świąt coraz bardziej się polaryzowała na foliarzy i covidowców.

To było szalone tempo pełne stresu. Zgodnie z sensownym biologicznym prawem natury jedynym rozwiązaniem tej sytuacji stała się choroba. I tak zamiast działać, cały grudzień przeleżeliśmy pod kołdrą, pomijając chwile gdzie na zmianę opiekowaliśmy się Dalią i chodziliśmy po drewno do drewutni, by napalić w kominku.

Choroba polegała w skrócie na gorączce, trzęsieniu się i na zapętlonych filmach pełnych myśli o niedokończonych sprawach z przeszłości, pomieszanych z bieżącymi strachami i decyzjami. I tak w kółko.

Psi patrol na usługi choroby

Moja osobista mara chorobowa polegała na tym, że dzień i noc pieski z Psiego Patrolu (kto jest rodzicem malucha ten wie o co chodzi, a dla tych co nie wiedzą: Psi Patrol to taka kreskówka, która opętała umysły dzieciaków. Dzieci cały dzień się bawią w Psi Patrol i wymyślają różne „akcje”)  przynosiły mi w pysku obrazy z historiami zepchniętymi pod dywan. Były to historie bieżące: na przykład ogłoszenia działek, których miesiąc wcześniej obejrzałam tysiące, albo to, że nie jestem w stanie ogarnąć tematu księgowości, bo licząc do pięciu, w międzyczasie zapominałam do ilu policzyłam, ale i takie z dawnego życia: jak tematy z poprzednich relacji, czy poprzednich prac, a nawet historie z podwórka za małolata.

Gdy tylko poczułam się lepiej i chciałam zacząć ogarniać życie, na przykład ugotować zupę, żeby nie karmić dziecka kupionym jedzeniem, ból i mantra zapętlonych obrazów w głowie powracały.

Jako osoba, która od prawie pięciu lat codziennie spamuje Internet o prawach totalnej biologii byłam świadoma konfliktów, które stały za chorobą. Ta myśl pomagała mi w tym, że nic złego się nie dzieje, to tylko naturalne następstwa przekonań, którymi aktualnie byłam. A jednak sama nie potrafiłam przepracować tematu tak, by poczuć się lepiej. Nie byłam na silach nawet poprosić o pomoc w tym temacie.

Leżałam więc w bólu z Psim Patrolem w głowie, który niestrudzenie dostarczał mi kolejnych utknięć życiowych, myśląc że to już naprawdę mój kres. Im bardziej chciałam zmienić swoje położenie, tym gorzej się czułam.

Wewnętrzny autorytet

Dobrze wiem, że głowa to najgorszy doradca. W Human Design mówi się o wewnętrznym autorytecie. Praktycznie u nikogo nie znajduje się on w głowie (są malutkie wyjątki, ale to temat na inny tekst). Wg tej nauki do roku 1781 ludzie posiadali 7 centr energetycznych i ich wewnętrzny autorytet znajdował się w głowie. Ci ludzie potrzebowali planować, ustalać strategię itd. Ale po tej dacie ludzie jako gatunek, mimo że wyglądają nadal tak jak wyglądali, zmienili zupełnie swoje oprogramowanie. Pojawiły się dwa nowe ośrodki energetyczne: jeden od emocji, drugi od intuicji. To zupełnie przebudowało wewnętrzny system i głowa została zdetronizowana z podejmowania decyzji.

Ale zobaczcie, prawie cała nasza kultura opiera się na teoriach tamtych ludzi z dalekiej przeszłości. Platon, Arystoteles, Kant, Kartezjusz etc…

My, obecnie żyjący ludzie, nie jesteśmy w stanie korzystać z tamtych rad życiowych, sposobów na życie, bo my i oni, to jakby zupełnie odrębne gatunki. Ale nadal bardzo korzystamy z tamtej filozofii. Ona jest w  nas żywa i nawykowo ciągnie nas do „głowy”, choć nie bardzo potrafimy z tego skorzystać z sukcesem.

Słowo „ufam”

Po kilku dniach nie miałam sił na stawianie oporu. Przestalam walczyć z chorobą, przestałam na siłę rozwiązywać problemy. Nie żebym się poddała, czy zrezygnowała z życia, po prostu zgodziłam się, że w ogóle jestem chora. Moje życie na tę chwilę wyglądało właśnie tak.

Nie byłam w stanie skorzystać z żadnej wyrafinowanej techniki pracy ze sobą, których nauczyłam się przez lata bardzo wielu. Jedyne a może i aż, na co było mnie stać, to powtarzać wewnętrznie słowo „ufam”. Nie dorabiałam do tego żadnej teorii, po prostu mechanicznie powtarzałam „ufam”.

Leżałam i powtarzałam to ufam, ufam. Po jakimś czasie już całą sobą wpuszczałam to ufam w siebie, stawałam się tym ufam. Mnie było coraz mniej, było coraz więcej ufam, a za tym coraz więcej spokoju, mniej trzęsienia. Ból ustępował, gorączka mijała.

Lecz gdy tylko wracałam do głowy i chciałam aktywnie stawać do życia, jak za dotknięciem magicznej różdżki, utrapienie powracało

21 dni na zmianę nawyku?

Ten stan nie trwał kilka godzin, ani kilka dni, ani nawet tygodnia. W NLP mówi się, że na zmianę nawyku potrzeba minimum 21 dni. Czy to prawda czy nie, to inna kwestia, ale u mnie faktycznie po 21 dniach czas pozwolił wpuścić prawdziwe odpuszczenie.

I tylko to słowo „ufam” pomagało.

Uważam się za osobę wierzącą, ale nie definiuję w co. Nie nazywam tego ani bogiem, ani boginią, ani źródłem, ani biologią, ani w inny sposób. Nie nazywam tego, nie potrzebuję. Po prostu noszę w sobie od zawsze ogromną potrzebę wierzenia. Być może jest to wiara w samą siebie. Ale co ciekawe, dopiero ta choroba dołożyła do tego zaufanie. Połączyły się dwa elementy i ręce doświadczenia klasnęły, a ja wyzdrowiałam.

Nie ma mądrości, to tylko moje doświadczenie

Kiedy piszę ten tekst mam taki stan, że czuję jakbym rozluźniła więzy z wieloma teoriami i wieloma przekonaniami. Nowe struktury jeszcze się nie nabudowały. Nie wybiegam zanadto w przód. Oddaliłam się od pomysłu nadążenia nad dynamiką świata i bardziej zanurzyłam się w swoim własnym świecie. To nie jest jakiś wielki wniosek, ale na pewno bliżej mi do siebie samej niż kiedykolwiek w życiu.

Przy okazji, tak niby mimo chodem, po kilku latach znalazłam wreszcie czas na uplecenie nowego Łapacza Snów i ufarbowałam się na blond, bo taka pojawiła mi się zachcianka, a ja tego nie analizowałam.

Kolejna sprawa, na koniec roku, późnym wieczorem o godzinie 20:35 kupiliśmy malutki mobilny domek. Za własną kasę, bez kredytu. Taki na naszą obecną miarę i możliwości. Najzabawniejsze w tym jest to, że nie mamy jeszcze pojęcia, gdzie stanie, bo nie mamy działki.  I to jest test zaufania!

Najlepszego w Obecnej chwili!

Weronika Burban z Hakuj Zdrowie

Human Design

Gdybyś była/był zainteresowany poznaniem swojego portretu psychologiczno-energetycznego wg Human Design zapraszam na swoją stronę: www.weronikaburban.pl

————————-
☎  Telefon: +48 696 256 086

4 Comments

  1. Ta „niemoc” w zarządzaniu czymkolwiek, w tym sobą 😉 , po staremu.. tak trudno to puścić, więc doświadczenie, że to nie działa jest mega przydatne. Co nie znaczy miłe i przyjemne. Życzę powodzenia w zamiarach i dziękuję za to osobiste świadectwo ❤️.

  2. Kochani,
    dziękuję za podzielenie się swoim niełatwym doświadczeniem. Największa lekcja i niestety często bolesna to ta, która nas samych dotyka. I wtedy właśnie – wiem to z autopsji = najtrudniej dopasować nawet najlepiej przyswojoną teorię do brutalnej nierzadko rzeczywistości życia.
    Niech Moc Was nie opuszcza. Dziękuję na naprawdę świetne Hakuj zdrowie.
    Serdeczności
    Barbara

  3. Oj tak, wiem dobrze o czym mówisz, mnie również dopadła „choroba” i rozłożyła na cały tydzień i też w grudniu 😉 pozwoliłam sobie chorować…pozwoliłam sobie na leżenie i nic nierobienie…odpoczynek chociaż oczywiście rozkminka była, cóż to tam przerabiam za konflikty;) Jestem pewna, że dało mi to jak zawsze spokój i ufność, że moje ciało uwalnia.
    Pozdrawiam serdecznie

  4. Pięknie dziękuję Weroniko za tę historię.
    Od 2 lat życie zaprasza mnie do puszczania, i w zeszłym roku, też w grudniu dotknęlam miejsca, w którym do żywego poczułam, że nie wiem dlaczego żyję. Wszystko się jakby zatrzymało, i w tamtym momencie zaufałam że skoro moje serce bije, krew płynie, biologia działa to znaczy, że jest Siła która chce, abym żyła. Zaufałam i krok po kroku, blisko potrzeb swojego ciała, wręcz takich podstawowych zaczęłam na nowo żyć. I to co widzę z tej perspektywy to to co mnie trzyma i wznosi to zaufanie i pokora. Pozwalam sobie upadać by z tego miejsca móc się wznosić bez napierania, lecz z nurtem naturalnej energii, która po okresie zwijania sama się rozwija.
    Zastanawiałam się jak inni mogą ogarniać tyle rzeczy na raz, zazdrościłam, ale gdy poddałam się swojemu rytmowi to jestem spokojniejsza, pełniejsza, radośniejsza, bliżej siebie niż kiedykolwiek i nawet w trudnych momentach czuję to Światło bo jest ta bliskość
    Przytulam Was cieplutko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do naszego newslettera


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.